Co zrobić, gdy w mieście lub w lesie spotkamy dzika
Przywykliśmy do tego, że czasem trzeba przejść na drugą stronę, aby ominąć gromadkę zwierząt. I choć problem nie jest nowy, warto sobie przypominać, jak uniknąć przykrych sytuacji.
- Robimy, co w naszej mocy, aby ograniczyć problem. Jednak metody dziś dostępne to półśrodki i mamy nadzieję, że to, co się stało przed świętami w Gdyni, sprawi, że władni zniesienia zakazu przewozu dzików związanego z ASF, pochylą się nad nim ponownie - mówiła niedawno w rozmowie z „Dziennikiem Bałtyckim” Agata Grzegorczyk, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Gdyni. - Odstrzał redukcyjny, jaki prowadzimy od kilku lat, jest jedyną metodą ograniczenia populacji dzików w terenie aglomeracji miejskiej dozwoloną prawem. Kilka lat temu odławialiśmy i przesiedlaliśmy dziki do odległych od miasta terenów - i była to skuteczna metoda redukcji - na masową skalę. W związku z zagrożeniem rozprzestrzeniania się choroby afrykańskiego pomoru świń, nadal obowiązuje kategoryczny zakaz przesiedlania dzików. Pozostaje tylko odstrzał, a to problem natury logistycznej i humanitarnej, te czynności w zwartej zabudowie są trudne, a czasem nawet wręcz niemożliwe do wykonania - dodała.
Tutaj warto zaznaczyć, że z tym problemem muszą się zmierzyć właśnie urzędy. Lasy Państwowe nie mają w tym zakresie najwyraźniej żadnej mocy.
- Problemem zwierząt, w tym dzików, bytujących w przestrzeni miejskiej, zajmują się Wydziały Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego oraz Straże Miejskie poszczególnych miast. Problem zwierzyny „zamieszkującej” tereny miejskie nie leży w zakresie kompetencji pracowników Lasów Państwowych - tłumaczy Jerzy Krefft, rzecznik Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Gdańsku.
Co więc robią miasta? Na przykładzie Gdyni - dziki zazwyczaj są wyprowadzane na tereny zalesione, odstraszane różnymi środkami rozłożonymi przez funkcjonariuszy Ekopatrolu Straży Miejskiej i odstrzeliwane, by zredukować populację. Ta ostatnia metoda bywa problematyczna, a w 2023 roku przewidziano odstrzał lub odłów 300 dzików.
- Dziki same z siebie nie stwarzają niebezpieczeństwa. Sprowokowane, a szczególnie locha z młodymi owszem może zaatakować. Ataki dzików głównie dotyczą luzem biegających psów - informuje w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim" Leonard Wawrzyniak, rzecznik prasowy Straży Miejskiej w Gdyni. - Straż Miejska, a w szczególności Referat Ochrony Środowiska i Profilaktyki Społecznej (Ekopatrol) wyprowadza dziki z miejsc gdzie budzą niepokój wśród mieszkańców - place zabaw, tereny szkół i przedszkoli, ale również tereny prywatne (posesje, ogrody itp.). W miejscach częstego ich przebywania rozpylany jest środek do odstraszania dzików, prowadzone są działania edukacyjne w szkołach, przedszkolach i innych placówkach - dodaje.
Jak dodaje rzecznik Straży Miejskiej, dziki są często zachęcane przez ludzi od odwiedzania miejskich przestrzeni. Czasami celowo, ale zdarza się, że sprowadzamy do siebie je zupełnie nieintencjonalnie.
- Główną przyczyną tego, iż zwierzęta te chętnie przebywają na terenach miejskich jest to, że często są dokarmiane. Kolejną przyczyną są osoby dokarmiające koty, które pozostawią pożywienie dla kotów, a dziki chętnie z tego korzystają. Altanki śmietnikowe często są niedostatecznie zabezpieczone, a dziki znajdują tam pożywienie - podkreśla rzecznik SM.
Przewiezienie na dalsze tereny - które podobno działało bardzo dobrze - na razie nie wchodzi w grę ze względu na wspomniany już ASF, czyli afrykański pomór świń. Chwilowo więc nie tylko mieszkańcy Gdyni, ale całego Trójmiasta, mają okazję do częstszych spotkań z tymi zwierzętami.
Co więc zrobić, kiedy spotkamy zwierzę
- Jedną z najważniejszych rzeczy, o jakiej należy pamiętać, jest fakt, że człowiek ma o wiele lepszy wzrok niż dzik. Ten ma bardzo czuły węch oraz słuch. Wyczuje ludzi z odległości 500 metrów i usłyszy nasze kroki, ale jest duże prawdopodobieństwo, że my pierwsi go zauważymy.
- Wykonując gwałtowne ruchy pomożemy mu nas dostrzec, zatem przy takich spotkaniach najlepiej spokojnie się oddalić.
- Jeśli jednak zostaniemy dostrzeżeni, powinniśmy ograniczyć nasze ruchy do minimum. Zachować spokój, nie panikować i pozostać w bezruchu.
- Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że zwierzę to jest dość szybkie, a więc bardzo często ucieczka może być złym pomysłem. Nie chcielibyśmy więc w żaden sposób prowokować go do ataku.
- Jeszcze bardziej musimy być wyczuleni w przypadku napotkania lochy z młodymi.
Warchlaków nie wolno dotykać ani zabierać z lasu. Jeśli matka jest w pobliżu, może stać się bardzo agresywna i zaatakować. Dlatego w przypadku spotkania nawet młodego dzika należy spokojnie się oddalić - przestrzega Michał Gzowski, rzecznik prasowy Lasów Państwowych.
Co ważne, dziki swoją zwrotnością przypominają bardziej ciężarówkę, aniżeli sportowy samochód. Kiedy więc już przyjdzie co do czego i zwierzę będzie szło w naszą stronę, należy po prostu zejść mu z drogi. Zmienianie kierunku może zabrać mu trochę czasu, a wtedy my będziemy mogli spokojnym krokiem się oddalić.
Specjaliści mają dla nas kilka rad:
- nie dokarmiajmy dzikich zwierząt,
- nie wyrzucajmy żywności w miejscach, które nie są do tego przeznaczone,
- jeśli obawiamy się spotkania z dzikim zwierzęciem w lesie, psa trzymajmy na smyczy,
- nie zatrzymujmy się, by fotografować dziki.
Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!
Ukraina rozpocznie oficjalne rozmowy o przystąpieniu do UE
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?